piątek, 20 lipca 2012

Rozdział VII


Wszyscy odwróciliśmy głowy w stronę drzwi, z których wyszedł lekarz. Podniosłam się i podeszłam w jego stronę, to samo zrobili chłopcy. Była już 3 nad ranem, i wszyscy zmęczeni czekaniem nieco przysnęliśmy. Wiedziałam, że doktor zamierza nam coś powiedzieć. Pytanie tylko, czy to co mieliśmy zaraz usłyszeć, miało nam się spodobać, czy też nie.

***

                  Staliśmy naprzeciwko mężczyzny, w napięciu czekając na jakieś wiadomości, a sekundy zdawały się być godzinami. Gdy już myślałam, że dłużej nie wytrzymam, zobaczyłam, że lekarz otwiera usta:
- No, dzieciaki. Mam dobrą i złą wiadomość. Która najpierw? Dobra? Zła? – zadał pytanie doktor. Nie wiedziałam czego mamy się spodziewać.
Popatrzyliśmy po sobie, a następnie Liam łamiącym się głosem powiedział:
- Zła.
- Zła jest taka, że nie musieliście spędzić pół nocy na podłodze, łóżka w szpitalnym hotelu są naprawdę wygodne. A dobra jest taka, że wasz kolega się wyliże. – odparł doktorek, niesamowicie dumny ze swojego poczucia humoru. – Teraz przewieziemy go na salę pooperacyjną, a wam proponuję się zdrzemnąć, odwiedzicie przyjaciela potem.
- Nie ma mowy, zostajemy z nim. – powiedział buntowniczo Harry.
- Harry, pan ma rację, wszyscy jesteśmy zmęczeni. Z Zaynem będzie wszystko w porządku. Chodźcie. – powiedział Liam opiekuńczo obejmując ramieniem kolegę. Skierowaliśmy się w stronę szpitalnego hotelu. Zastanawiałam się, czy poinformować mamę gdzie jestem, ale zrezygnowałam z tego pomysłu, nie chciałam jej martwić, niech myśli że spędzam noc u Spencer. Dla dziewczyny zostawiłam kartkę. Wróciłam myślami do Zayna. Poczułam niewyobrażalną ulgę, że z chłopakiem jest wszystko w porządku. Chociaż znałam go tak krótko, nie wiem co zrobiłabym, gdyby coś mu się stało. A co dopiero jego przyjaciele. Obserwowanie czwórki chłopaków pogrążonych w smutku powodowało, że sama miałam ochotę się rozpłakać. Gdy dowiedzieliśmy się, że z brunetem będzie wszystko w porządku, chłopakom od razu poprawił się humor, miałam wrażenie jakby kamień spadł im z serc. Widać było, że cała piątka darzy się nawzajem ogromnym uczuciem. Byli prawdziwymi przyjaciółmi. W trakcie moich rozmyślań dotarliśmy pod drzwi hotelowego pokoju. Chłopcy weszli do niego, a ja poszłam do toalety. Gdy wróciłam zastałam ich już śpiących na dwóch podwójnych łóżkach. Uśmiechnęłam się, i przykryłam ich leżącymi obok kocami. Widać było, że dużo dzisiaj przeszli, wątpię, że obudziłby ich dźwięk wystrzeliwanej armaty. Namierzyłam wzrokiem kanapę stojącą w roku pokoju. Położyłam się na niej, po czym momentalnie zasnęłam.
     
***

      Obudziło mnie słońce, którego promienie wdzierały się do pokoju przez okno, padając idealnie na moją twarz. Wiedziałam, że już raczej nie zasnę, więc poleżałam jeszcze chwilę przeciągając się, po czym przewróciłam się na drugą stronę. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że zasnęłam na kanapie, a obudziłam się w łóżku. Podniosłam głowę, i zobaczyłam śpiącego na sofie Nialla. Biedak ledwo się tam mieścił. To pewnie on musiał mnie tutaj przenieść w nocy. To było naprawdę miłe z jego strony. Chłopak był dobrym przyjacielem, świetnie się z nim dogadywałam. Postanowiłam już dłużej nie zwlekać, i wstałam na nogi. Zasnęłam w ubraniu, więc tylko odświeżyłam się w łazience. Wtedy dotarło do mnie, że jestem tu z powodu Zayna, i nie myślałam już o niczym innym, niż zobaczeniu go całego i zdrowego. No, może nie do końca zdrowego, ale chciałam go po prostu zobaczyć, upewnić się, że jest w porządku. Liam, Louis i Harry pewnie już u niego byli. Przez chwilę wahałam się, czy obudzić śpiącego blondyna, lecz ostatecznie zrezygnowałam z tego pomysłu, niech się porządnie wyśpi. Wyszłam z pokoju i udałam się w stronę sal pooperacyjnych. Z niecierpliwieniem zaglądałam w okienka przy każdej z sal, ale jak na złość w żadnym z nich nie ujrzałam Zayna. Przyśpieszyłam kroku, i wreszcie znalazłam tę właściwą. Wzięłam głęboki oddech, a następnie przekroczyłam próg drzwi. Zobaczyłam bruneta leżącego na szpitalnym łóżku, obok niego siedziała trójka jego przyjaciół. Chłopak miał porządnego siniaka na szczęce, widziałam też na niej kilka szwów. Pod kołdrą mogłam dostrzec wyraźnie zarysowany gips, na moje oko sięgający kolana. Podeszłam do niego, i powiedziałam:
- Zayn, sieroto, co ty najlepszego z sobą zrobiłeś?
- Hej Abbey, mi też miło Cię widzieć. – odparł chłopak i zaśmiał się. – Myślałem, że bardziej ucieszysz się, że żyję. – powiedział i zrobił smutną minkę.
- Cieszę się, cieszę, nawet nie wiesz jak bardzo. – powiedziałam posyłając mu uśmiech, który został odwzajemniony.
- Cieszy się, na pewno! Przyleciała tu wczoraj jakby dostała skrzydeł! To musi coś znaczyć… - oznajmił Harry z cwaniackim uśmieszkiem.
Postanowiłam nie komentować jego wypowiedzi. Ah, te dzieci. Zwróciłam się do reszty:
- A właśnie. Dlaczego mnie nie obudziliście? Długo już tu jesteście?
- Jakieś 10 minut, spokojnie Abbs. – powiedział Louis. – Tak słodko sobie chrapałaś, że nie mieliśmy serca cię budzić.
- Ja nie chrapię! – odparłam z udawanym oburzeniem. – No, dobra, tylko czasami. A co z Niallem?
- Myśleliśmy, że ty go obudzisz, ale skoro tego nie zrobiłaś, to my się tym zajmiemy. Chodźcie chłopaki. Niech sobie.. pogadają. – powiedział Harry, znacząco podnosząc brwi przy ostatnim zdaniu. Jego aluzje zaczynały mnie powoli denerwować, no ale co zrobisz.
- No to co…? Pogadamy? – zapytał Zayn tak samo znacząco podnosząc brwi. W połączeniu z jego olbrzymim sińcem na twarzy wyglądało to przekomicznie, więc zaśmiałam się, i zrezygnowana trzepnęłam go po ręce. Spotkało się to z serią jęków i narzekań, jak bardzo jest poobijany i jak bardzo go to boli. Ups! Poprosiłam go, żeby opowiedział mi co dokładnie się wczoraj stało.
- No… Wracałem do domu z domu. – tutaj przerwał, bo zobaczył moją zmieszaną minę. – Mam na myśli, że wracałem tutaj, do Londynu, do naszego domu, z Bradford, od rodziców. Byłem już blisko, i nagle zobaczyłem stojącą na drodze sarnę. To było straszne, nie wiedziałem co mam zrobić. Więc gwałtownie skręciłem i walnąłem w drzewo. Nic takiego się nie stało, mam tylko złamaną nogę, no i trochę szwów, i ogólnie jestem poobijany. Lekarze powiedzieli, że złamanie było poważne, i dlatego musieli mnie operować, ale wszystko powinno być dobrze. A najlepsze jest to, że sarnie nic się nie stało. – zakończył swoją opowieść chłopak. Opowiadał o tym tak lekko, jak gdyby opowiadał o nowym odcinku telenoweli, a nie o wypadku samochodowym.
- No pewnie, że to nic takiego. Eh, to tylko zwykły mały wypadeczek, nic szczególnego! – nie wiedziałam czemu, ale nagle poczułam złość na chłopaka. Wiem, że to nie była jego wina, i cieszyłam się, że wszystko z nim w porządku, lecz emocje z wczoraj wzięły nad sobą górę, i musiałam dać im upust.
- Abbey, spokojnie. Przecież nic mi nie jest, żyję. Widzisz? – żeby podkreślić swoją wiarygodność chłopak mi pomachał, a nawet poruszył obiema rękami.
- Ja wiem, ale… - pomimo, że się przed tym broniłam uroniłam łzę, którą szybko otarłam ręką. Cholernie się o niego martwiłam. Czułam ulgę, że wszystko jest okej, ale gdy zaczął opowiadać o tym z taką lekkością, zdenerwowało mnie to, przecież tu chodziło o jego życie do cholery! Wiedziałam, że zachowuję się irracjonalnie, ale nie mogłam przestać.
- Abbey, spójrz na mnie. – poprosił chłopak. Nie chciałam, żeby zobaczył, że płaczę z jego powodu, więc pozostałam nieugięta i uparcie patrzyłam w dół. Zayn ponowił prośbę, lecz po raz kolejny odpowiedziałam mu milczeniem. Po chwili chłopak podniósł się i powoli usiadł na łóżku. Wiedziałam, że sprawia mu to ból, i nienawidziłam się za to, że cierpi przeze mnie, ale nie mogłam przestać zachowywać się jak idiotka. Poczułam, jak chłopak delikatnie chwyta mnie za podbródek, i próbuje zmusić, żebym na niego popatrzyła. Przez chwilę z nim walczyłam, lecz w końcu poddałam się, podniosłam głowę, i spojrzałam na niego. Jego piwne oczy otoczone firanką rzęs mnie hipnotyzowały. Dlaczego on mi to robił?! Bycie złym na kogoś takiego jak on było niemożliwe. Gdy napotkałam jego przeszywający wzrok, od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Dłuższą chwilę po prostu tak na siebie patrzyliśmy, gdy Zayn się odezwał:
- Abbey. Wiem, że musiałaś się martwić, ale naprawdę wszystko jest w porządku. Zobaczysz, za tydzień będę jak nowo narodzony. Zrobisz coś dla mnie? – spytał.
- Co? – wymamrotałam.
- Obiecaj, że nie będziesz już więcej o tym myślała.
- Jak mam o tym nie myśleć?! Przecież mogłeś stracić życie! Nawet nie wiem… - ponownie zakryłam twarz w dłoniach. Abbey do cholery, nie pomagasz mu.
- Ciii, już dobrze. Chodź. – chłopak poklepał miejsce na łóżku. Niechętnie wstałam z krzesła obok, i najdelikatniej jak mogłam, nie chcąc mu nic zrobić usiadłam przy nim. – Abbey, nie płacz, błagam. Nie wiem co robić gdy ludzie płaczą. – powiedział z rozbrajającą szczerością chłopak, co mnie rozśmieszyło, więc zachichotałam. Zayn najwyraźniej wziął to za dobry znak, bo też się zaśmiał.
- No, już lepiej? Ah Abbey, Abbey, co ja się tu z tobą mam. Chodź tu do mnie. – powiedział mój towarzysz, i wyciągnął ręce w moją stronę. Nie wiedząc co robić, spojrzałam na niego z wahaniem.
- Ja nie gryzę. – odpowiedział chłopak i zaśmiał się. – No chodź.
Tym razem niepewnie poruszyłam się w jego stronę, a on przewracając oczami, przyciągnął mnie do siebie, i przytulił. Oboje się zaśmialiśmy. Nie chciałam wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, czy coś w tym stylu, więc siedziałam tam i pozwalałam mu się przytulać, choć pewnie to też sprawiało mu ból. Po dłuższej chwili oderwałam się od niego, i usiadłam na krzesło. Postanowiłam nie poruszać już więcej tematu wypadku.
- No, kładź się już. – powiedziałam do Zayna, który wciąż siedział.
- Dobrze, mamo. Przeczytasz mi bajeczkę? – na szczęście chłopak wyczuł, że nie chcę już więcej rozmawiać na ten temat, więc taktownie o tym „zapomniał”.
- Oczywiście synku. – odparłam i pogładziłam go po głowie, co spotkało się z oburzeniem, przecież to były jego włosy!
     
      Po pewnym czasie do sali wparowali chłopcy, z Niallem na czele.
- Zayn! Wszystko w porządku?! – blondyna usłyszeliśmy zanim go jeszcze zobaczyliśmy.
- Cześć Niall, tak, wszystko okej, żyję! – odpowiedział Zayn.
- Tak bardzo się martwiliśmy! Wszystko już wiem. Nie rób nam tego nigdy więcej! – wykrzyknął Niall, po czym podszedł do łóżka chorego, i go przytulił.
- O, widzę, że Zayn jest w dobrym humorku, ciekawe co robił z Abbey… - powiedział Harry z charakterystycznym tonem. Daję mu jeszcze jeden raz, i wtedy nie ręczę za siebie.
- Nawet nie chcesz wiedzieć. – odpowiedział mu brunet. Cieszyłam się, że nie wspomniał nic o pewnym ‘incydencie’.

Po jakichś dwóch godzinach postanowiliśmy się zbierać. Uznaliśmy, że z Zaynem jest wszystko w porządku, i wytrzyma bez nas do jutra, chociaż upierał się, że nie. Każdy przytulił go na pocieszenie i na pożegnanie. Oczywiście nasz uścisk nie mógł przejść bez echa, Harry zaczął krzyczeć ‘Gorzko, gorzko!’. Pożałuje. W korytarzu minęliśmy się z rodziną Zayna. Państwo Malik i jego siostry wyglądali na naprawdę sympatycznych ludzi. Chłopcy zamienili z nimi kilka słów, i wskazali w której sali leży ich syn. Nasza piątka natomiast udała się do hotelowego pokoju po rzeczy, i wyszliśmy ze szpitala. Oczywiście tylnym wejściem, inaczej się niestety nie dało, z powodu sporej ilości zmartwionych fanek stojących pod szpitalem. Z jednej strony było to denerwujące, lecz z drugiej doskonale je rozumiałam. Wsiedliśmy w ich samochód, i chłopcy odwieźli mnie do domu. Umówiliśmy się, że mieli po mnie jutro przyjechać, abyśmy razem odwiedzili naszego pacjenta. Pożegnałam się z nimi, i weszłam do domu.


***

Baaaaaaaaaaaaardzo przepraszam, że tak długo nie było nowego rozdziału. Nie wiem, jakoś tak, brak weny :D Ale jest! Jakiś byle jaki ale jest. Komentujcie, piszcie co sądzicie. Plus, DZIĘKUJĘ za tyle wejść, coś niesamowitego ♥
http://shinybox.pl/?ref=6fc433c Pomożecie? Wejdźcie w link, zarejestrujcie się (dane nie muszą być prawdziwe) i kliknijcie  w link aktywacyjny w mailu. Z góry dzięki xoxo

Nowy rozdział dodam po pojawieniu się 10 komentarzy :)